Forum GRH "Sojusz" Strona Główna GRH "Sojusz"
Grupa Rekonstrukcji Historycznej "Sojusz"
 
 » FAQ   » Szukaj   » Użytkownicy   » Grupy  » Galerie   » Rejestracja 
 » Profil   » Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   » Zaloguj 

Grudzień 70 nieznane relacje z wydarzeń.
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GRH "Sojusz" Strona Główna -> Źródła wiedzy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Sanchez




Dołączył: 09 Lis 2011
Posty: 3703
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdynia

PostWysłany: Pią 0:07, 27 Sty 2012    Temat postu: Grudzień 70 nieznane relacje z wydarzeń.

[link widoczny dla zalogowanych]


[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]


[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sanchez dnia Pią 0:22, 27 Sty 2012, w całości zmieniany 6 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Słoń




Dołączył: 09 Lis 2011
Posty: 1858
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Sob 10:43, 28 Sty 2012    Temat postu:

Ciekawy tekst.Muszę go głębiej zanalizować bo zauważyłem parę nieścisłości.Skoro opowiadający służył jako podoficer w jednostce szturmowej (np.takiej jak 1 bat.szturm z Dziwnowa) to był bardzo dobrze przeszkolony.
1.Dlaczego więc określa działko 23 mm skota jako KM 22 mm?Nie było takiego kalibru w WP.
2.Potwierdza jakoby lotnisko na Grabówku było w Gdańsku,choć jest w Gdyni (no tu winą może być słaba znajomość topografii
3. Co to jest TMP 63
4. AKM GN prawidlowo nazywa sie kbkg wz.60.Wyszkolony jako szturmowiec podoficer powinien to wiedziec.
To tak pierwszym rzutem oka zauwazylem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sanchez




Dołączył: 09 Lis 2011
Posty: 3703
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdynia

PostWysłany: Sob 19:58, 28 Sty 2012    Temat postu:

Mogą to być błędy przy spisywaniu relacji przez osobę która nie miała doświadczenia wojskowego i odpowiedniej wiedzy. Ale osoba która mówiła mogła podać prawidłowe informacje

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sanchez




Dołączył: 09 Lis 2011
Posty: 3703
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdynia

PostWysłany: Nie 11:24, 29 Sty 2012    Temat postu:

Warto aby się na temat tej publikacji wypowiedzieli nasi nadworni historycy czyli Horhe i kolega Szafran Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sanchez




Dołączył: 09 Lis 2011
Posty: 3703
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdynia

PostWysłany: Czw 12:15, 23 Lut 2012    Temat postu:

Relacja z „Głosu Wybrzeża” z 28 grudnia 1970



Przedstawiamy cały tekst, w brzmieniu oryginalnym, bez skrótów, który ukazał się w gdańskim dzienniku "Głos Wybrzeża" (organ Komitetu Wojewódzkiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej), w poniedziałek 28 grudnia 1970 r. Czytając poniższą relację należy pamiętać, że wydarzenia przedstawione są z punktu widzenia komunistycznych władz.



Gdańsk - Gdynia - Elbląg
Obraz wydarzeń

Chcemy odtworzyć wydarzenia siedmiu grudniowych dni na Wybrzeżu. Na podstawie relacji naocznych świadków, informacji władz i własnych obserwacji, pragniemy przedstawić fakty, które okazały się brzemienne w skutki. Brakuje nam jeszcze wielu elementów, by stworzyć pełny obraz tego co się stało. Nie możemy jednak czekać. Bolesne, dramatyczne dni są tematem codziennych dyskusji.
Chcemy, by zebrane przez nas materiały pomogły w ocenie wydarzeń, w których spalił się sztafaż pozorów otaczający wielu ludzi, ujawniło się robotnicze rozgoryczenie, w których - zarazem - nie zabrakło ofiarności i poczucia obowiązku ze strony większości społeczeństwa.
Chcemy pokazać jak, na marginesie robotniczej manifestacji, w warunkach ulicznych demonstracji rozrastały się działania elementów aspołecznych, niszczycielskich, jak pod wpływem rozwoju wydarzeń i przypadkowych "przywódców" następowała ekscytacja tłumu, która doprowadziła do tragedii.
Niech więc przemówią fakty.



PONIEDZIAŁEK 14 GRUDNIA
Gdańsk, godz. 7.30. Pracownicy Stoczni Gdańskiej, z wydziałów S-4 i S-3 gromadzą się przy swoich stanowiskach pracy. Zaloga W-3 udaje się przed gmach dyrekcji stoczni. Uliczkami stoczniowymi ciągną również robotnicy z innych wydziałów. Przed gmachem gromadzi się tłum liczący ponad 3 tys. osób. Nastrój wiecowania, pojedyncze okrzyki. Samorzutnie wyłaniają się przywódcy.

Godz. 11.05. Z bramy nr 2 stoczni wychodzi na miasto pochód liczący około tysiąca robotników. Gromadzą się oni przed gmachem Komitetu Wojewódzkiego. Na okolicznych skwerach zbiera się również coraz większy tłum gapiów. Zorganizowany trzon stanowią ludzie w roboczych drelichach, w stoczniowych kaskach. Na hełmach symbole: W-3, K-2, Widać siłę tej gromady, wtedy jeszcze, w poniedziałek - dyscyplinę. Słowa Międzynarodówki przeplatają się z hymnem Gwardii Ludowej i różnorodnymi okrzykami. Większość jednak stoi milcząco.
Wobec nieobecności I sekretarza KW PZPR, który znajdował się w Warszawie na VI Plenum KC, przy wejściu do gmachu pojawia się sekretarz KW Zenon Jundziłł. W ciżbie i przepychaniu jego głos słychać tylko w najbliższych szeregach. Wkrótce podjeżdża radiowóz. Jednak już pierwsze słowa sekretarza kwitowane są gwizdami. Narasta napięcie. Ktoś wysuwa plotkę o aresztowaniu delegacji stoczniowców, która weszła do gmachu. Dochodzi do rękoczynów. Demonstranci zawładnęli radiowozem. Kilkadziesiąt rąk popycha samochód. Za nim formuje się pochód, który kieruje się ku Stoczni Gdańskiej. Droga wiedzie jednak dalej ulicą Jana z Kolna, do Stoczni Północnej.
Przez megafon płyną apele o przerwanie pracy, wezwania do nowego wiecu przed gmachem KW wyznaczonego w tym samym dniu o godz. IE oraz do strajku i manifestacji we wtorek o godz. 7.

Godz. 13.15. Liczna grupa wyważa bramę i przechodzi na teren Stoczni Północnej. Nie ustają apele z radiowozu. Załoga Stoczni Północnej nie wpuszcza demonstrantów. Tylko nieliczni robotnicy tego zakładu przyłączają się do pochodu.

Godz. 13.45. Zmienia się nastrój apeli głoszonych przez załogę radiowozu. Pojawiają się hasła polityczne. Ulicą Marynarki Polskiej i Kliniczną pochód kieruje się do Politechniki Gdańskiej.

Godz. 14.10. Tłum wyważa bramę politechniki. Około 300 osób z dziedzińca uczelni wkracza do gmachu PG, nawołując studentów do przyłączenia się do demonstracji Na spotkanie wychodzą rektor J. Staliński i I sekretarz KU partii Z. Przewłócki. Na widok rektora z tłumu dobiegły głosy: "Dajcie mikrofon, niech przemówi" Załoga radiowozu nie była jednak zgodna, czy oddać mikrofon w ręce rektora. .Jeden z siedzących w wozie "przywódców" uderzył profesor a Stalińskiego w twarz. Rektor wysiadł z samochodu. Stojący obok dziekan doc. Wełnicki został uderzony w głowę stoczniowym kaskiem.
Kilkaset osób wchodzi do budynku PG, nawołując studentów do wyjścia na ulice. Wchodzą do sal, gdzie odbywają się zajęcia, m. in. sześć osób weszło do sali 264. Nawoływania nie odniosły skutku. Studenci odmawiają udziału w manifestacji. Po 40 minutach demonstranci opuszczają tereny politechniki. Część z nich udaje się do Wrzeszcza, przed Rozgłośnię Polskiego Radia, inni do akademików przy ul. Wyspiańskiego.

Godz. 15.05. Dyżurny technik w budynku radia otrzymuje kategoryczne żądanie by uruchomić nadajniki celem umożliwienia demonstrującym przekazania apelu do pracujących w całym kraju. Grożą oni radiowcom "rozbijaniem głów"... Wyznaczają 15-minutowy termin, po którym ma nastąpić dewastacja urządzeń. Przywódcy manifestujących obliczają minuty. Jeszcze 10, jeszcze 5, jeszcze 3. Technik porozumiewa się z zastępcą naczelnego redaktora, znajdującym się w sąsiednim budynku. Udaje się do niego delegacja manifestujących. Dwóch ludzi wchodzi do wnętrza, ponad 20 czeka w hallu stanowiąc "obstawę". Red Wierzbanowski odmawia uruchomienia urządzeń. Słowa rozsądku jeszcze skutkują. Pochód kieruje się do śródmieścia.

Godz. 15.55. W rejonie mostu Błędnik następuje pierwsze starcie demonstrujących z siłami porządkowymi. Wezwania do rozejścia się nie odnoszą skutku. Tyraliera zmotoryzowanego odwodu MO jest zbyt nikła, by powstrzymać napór 3-tysięcznego tłumu. Czoło pochodu, przepychając się i coraz częściej sięgając po kamienie toruje sobie drogę przed dworcem głównym do gmachu KW.

Godz. 16.20. Z rejonu I portu gdańskiego ponad 200 robotników opuszcza stanowiska pracy i udaje się w kierunku Gdańska by dołączyć do zbiegowiska.

Godz. 17.15. Manifestanci przechodzą na Targ Drzewny, słychać okrzyki "chleba" i "prasa kłamie". W Domu Prasy, teatrze i Banku Inwestycyjnym rozpasani "młodzieńcy" kamieniami wybijają szyby. Kordon milicji utworzony od strony Podwala Staromiejskiego powstrzymuje jednak przed bardziej agresywnymi poczynaniami. Tłum powraca przed gmach KW.

Godz. 18.13. Koleiny atak na Komitet Wojewódzki. Grad kamieni do okien. Dwukrotnie grupa młodych ludzi próbuje podpalić budynek. W końcu udaje im się spalić urządzenia drukarni znajdujące się w piwnicy. Do akcji wkraczają oddziały MO i wojska. Tłum przysuwa się na skwer przed dworcem i Węzeł Piastowski, wybija szyby w kawiarni "Monopol".
Wezwania do rozejścia się nie skutkują, nawet gazy łzawiące i petardy nie powstrzymują nacierających. Jeszcze o godz. 22 trwają rozruchy uliczne w tym rejonie.
Wykorzystując okoliczność, że siły MO skupione są przed dworcem - na zapleczu hotelu "Monopol", w rejonie ul. ul. Rajskiej i Heweliusza z całą bezczelnością poczyna sobie łobuzeria i wandale. Na skrzyżowaniu ul. Heweliusza i ul. Rajskiej płonie wielki stos, podsycany deskami z płotu otaczającego pobliski plac budowy oraz choinkami z punktu sprzedaży, otwartego w pobliżu skrzyżowania. Od strony stoczni nadjeżdża wóz straży pożarnej. Chuliganeria zatrzymuje wóz i wśród szamotaniny wyprowadza strażaków. Grupa wyrostków przepycha samochód w kierunku płonącego stosu. Płomienie ogarniają pojazd. Wybuch zbiornika z benzyną podsyca ogień. Tego wieczoru na parkingu przy hotelu "Monopol" spłonęły jeszcze dwa autobusy.
W czasie zajść przed Dworcem Głównym kilku młodzieńców rozbija kiosk "Ruchu" obok Przychodni Kolejowej, a później podkłada ogień. Po kilku minutach w płonącą pochodnię zamienia się kiosk "Przodownika" po przeciwnej stronie ulicy, Później złodzieje i grabieżcy rozbijają sklep "Kobry", sklep odzieżowy na ul. Heweliusza, "Delikatesy".
W godzinach wieczornych przed kamerami Gdańskiej telewizji wystąpił przewodniczący Prezydium WRN Tadeusz Bejm. Apeluje o rozsądek, rozwagę, zwraca się do robotników, którzy odbudowywali Gdańsk [o] ochronę mienia zbudowanego własnym trudem. Apeluje o pomoc społeczeństwa w wyizolowaniu grupy niszczycieli.
W przygotowanym przez nas komentarzu do numeru wtorkowego piszemy m. in: "Istnieje niewątpliwy związek między wczorajszymi wydarzeniami, a trudną - i z oczywistych względów niepopularną - lecz konieczną decyzją rządu w sprawie zmiany cen. Jest rzeczą naturalną, że niełatwo pogodzić się z decyzją, która powoduje przejściowe pogorszenie się sytuacji materialnej społeczeństwa - i w tym sensie odczucia i nastroje można uznać za zrozumiałe. Jednak niezbędnym warunkiem skuteczności poczynań jest wysoki stopień rozwagi, ład społeczny i poczucie odpowiedzialności wszystkich obywateli. Działania, które w rezultacie mogą spowodować dezorganizację produkcji i życia publicznego, bądź dawać okazję do chuligaństwa i wandalizmu nieodpowiedzialnym jednostkom utrudniają rozwiązania stojących przed nami problemów.



WTOREK 15 GRUDNIA

GDAŃSK, godz. 0.40.
Dyrektor Instytutu Chirurgicznego AMG informuje, że w jego klinice udzielono pomocy 19 osobom. 16 poszkodowanych znajduje się w szpitalu. Ciężkich przypadków nie zanotowano.
Komenda MO informuje, że dnia` 14 grudnia zatrzymano w Gdańsku 16 osób, które dopuściły się dewastacji sklepów bądź kradzieży, Zatrzymani mieli przy sobie zrabowane przedmioty.

Godz. 0.45. W porcie gdańskim sytuacja strajkowa. Nie pracują rejony I i II, do pracy nie wyszła również część robotników rejonu III. Na nabrzeżu przeładunkowym węgla i rudy trwa normalna praca.

Godz. 1.10. Z poszczególnych rejonów portu gdańskiego nadchodzą wiadomości, że zgromadzeni w świetlicach robotnicy odmawiają pójścia do pracy i zapowiadają generalny strajk na godz. 7.

Godz. 4.20. Port strajkuje. W rozmowach z robotnikami biorą udział dyrektorzy ZPG. Dokerzy jednak odmawiają podjęcia pracy; przeważnie jest to wyrazem ich solidarności ze strajkującymi. W miarę wszakże upływu czasu, mnożą się też przypadki zmuszania do porzucania pracy. Narasta presja szczególnie wobec dźwigowych i brygadzistów.

Godz. 6.00. Meldunki z zakładów pracy. "Hydroster" - pracę podjęła cała załoga, w Stoczni Gdańskiej, Stoczni Północnej, Gdańskiej Stoczni Remontowej robotnicy .przyszli do pracy ale jeszcze jej nie podjęli. Pracują: Zakłady Mechaniki Precyzyjnej, "Bimet", Fabryka Mebli Okrętowych, Węzeł PKP w Gdańsku, "Elmor".

Godz. 6.40. 600 pracowników wydziału K-3 Stoczni Gdańskiej opuszcza teren wydziału i udaje się przed budynek dyrekcji. Na plac przed dyrekcją przybywa załoga zakładu C oraz wydziału K-2. W "Blaszance" 200 osób nie podjęło pracy. W "Flydrosterze" wśród załogi narasta napięcie. W jednej z hal zbiera się 100 osób, stoją w milczeniu, W zakładzie nr 1 Gdańskiej Fabryki Mebli 600 osób nie przystąpiło do pracy,
Godz. 6.45. Przez bramę ZNTK na Przeróbce wychodzi grupa blisko 1000 osób. Organizatorzy tej demonstracji ustawiają na czele chłopców z Zasadniczej Szkoły Zawodowej, traktując ich jako osłonę... Przed budynkiem dyrel:c,ji Stoczni Gdańskiej jest już ponad 1500 ludzi, Dołącza wydział K-2. Próbuje przemawiać I sekretarz KZ Jerzy Pieńkowski. Wita go okrzyk "precz", "wyrzucić go". Nie ma warunków do rzeczowych wystąpień. Nie o dyskusję chodzi. Gwizdy, napastliwe okrzyki kończą wiec.
W Gdańskiej Stoczni Remontowej cała załoga jest zgromadzona przed dyrekcją, chcą się połaczyć ze strajkującymi w Stoczni Gdańskiej. Nikt nie słucha dyrektora zakładu Gryglewskiego, który usiłuje uspokoić wzburzenie.
Godz, 6.50. Przed bramę Stoczni Północnej przybywa grupa robotników. Agitują na rzecz strajku powszechnego: Delegacji nie wpuszczono na teren zakładu. W Z1V'TK część załogi wiecuje. Wiece w zakładzie nr 1 "Hydrosteru". W Zarządzie Portu Gdańsk pracy nie podjęto, panuje napięta atmosfera, ale jest na ogół spokojnie, Natomiast w Gazowni, WPKGG, PKS, Zakładzie Energetycznym praca nie ustaje.

Godz. 7.00. W Stoczni Gdańskiej zgromadzenie liczy już 3000 osób. Rusza pochód w kierunku miasta. Dołączają manifestanci ze Stoczni Remontowej. Przed Dworcem Głównym do pochodu dołączają przechodnie, jest dużo młodzieży, a nawet dzieci.
W Fabryce Mebli we Wrzeszczu na dziedzińcu stoi ponad 500 pracowników, chcą wyjść na ulice, zapowiadają marsz pod KW, Z Zakładów Futrzarskich przy ul. Łąkowej wyszło około 100 pracowników. Kierują się pod gmach Komitetu Wojewódzkiego.

GDYNIA, godz. 7.00. W Stoczni im Komuny Paryskiej ok. 1000 osób opuściło pracę. Są to przeważnie robotnicy z wydziału K-3 i obrabiarkowego. Idą w kierunku ślusarni.

GDAŃSK. Godz. 7.15. Czołówka pochodu ze Stoczni Gdańskiej. jest już przy gmachu KW, poprzestaje jednak na kilku okrzykach i kieruje się pad budynek Komendy Miejskiej MO i Prezydium MRN przy ul. Świerczewskiego; Grupa ta szybko obrasta tłumem awanturników.

Godz. 7.30. Rzadka tyraliera milicji spychana jest w głąb ul. Świerczewskiego. Milicjanci kryją się w gmachu komendy, część wchodzi do budynku MRN, inni cofają się w głąb ulicy. Za gmachem sądu całą szerokość ul. Kartuskiej zajmuje zwarty tłum, blokujący wszelki dostęp do tego rejonu. Grupa milicjantów wycofuje się w zaułek ul. Strzeleckiej.
Następuje atak na gmach komendy. Szturmowane jest wejście i parterowe okna pomieszczeń Komendy Ruchu Drogowego. Inna grupa łomami próbuje rozbić obite blachą wrota bramy wjazdowej na podwórze. Na parkingu przed budynkiem stoi 6 milicyjnych radiowozów i 3 samochody prywatne. Działa tu grupa trzech podpalaczy. Pracują systematycznie. Pierwszy stalowym kątownikiem rozbija zbiorniki z benzyną, drugi trzyma w ręku płonącą żagiew, trzeci wymachuje pistoletem, stanowiąc "obstawę", Padają okrzyki: "wypuścić aresztowanych". Celem ataku jest więzienie.
Nad miejscem starcia chmura gazów łzawiących. Milicja używa pałek i petard. Nie powstrzymuje to jednak naporu. Najbardziej agresywna grupa, uzbrojona w żelazne pręty, wdziera się do budynku, opanowuje pomieszczenia na parterze gdzie m, in. znajduje się magazyn broni. W ostatniej chwili funkcjonariusze "drogówki" wynoszą z zagrożonego pomieszczenia kilkadziesiąt pistoletów maszynowych z magazynkami, które w niepowołanych rękach mogłyby stać się przyczyną niewysłowionej tragedii.
Przez okna parteru część demonstrujących wdziera się na podwórze. Otwiera żelazną bramę. Wpuszcza posiłki. Do muru otaczającego więzienie jest stąd nie więcej niż 50 metrów. Pracownicy "drogówki" zajmują pozycje obronne na stojącym w podwórzu piętrowym budynku. W ich kierunku lecą nasycone benzyną szmaty. Pod gradem kamieni funkcjonariusze MO likwidują jednak źródła ognia.
Milicjanci powstrzymują napór tłumu w podwórzu. jako broń służą petardy, kamienie, krzesła. Trwają minuty najwyższego napięcia. Jeśli atakującym uda się osiągnąć mur więzienia, trzeba będzie użyć broni. Dowodzący obroną budynku jest wystawiony na jeszcze jedną wielką próbę. Na ul. Świerczewskiego przyparci do ściany budynku MO funkcjonariusze milicji są zasypywani gradem kamieni, cegieł, śrub, mosiężnych kolanek, służących do łączenia rur itp. Z okien komendy widać jak tłum, przy pomocy desek, masakruje otoczonego milicjanta. Jedna salwa wystarczyłaby, by przyjść mu z pomocą. Rozkaz jednak nie pada.

Godz. 8.45. W rejonie komendy i Prezydium MRN opanowano bardzo groźną sytuację. Nadeszły posiłki. Pierwszy oddział przebił się przez tłum stojący na ul. Kartuskiej, drugi nadszedł ul. 3 Maja. Demonstrantów wyparto za most na ul. Świerczewskiego. W gmachu komendy milicjanci gaszą pożar na parterze oraz tlące się meble w trzech pomieszczeniach na pierwszym piętrze. Dokonuje się oględzin budynku. Na I i III piętrze, w ścianach i suficie widnieje 6 śladów pocisków pistoletowych wystrzelonych z ulicy.
Akcja rozgrywa się teraz na ul. Hucisko i ul. Kalinowskiego. Młodzi ludzie podejmują osobliwą i niebezpieczną, jak się okazuje - dla obydwu stron - formę napaści. Zatrzymują samochody ciężarowe, kierowcom nakazują opuszczenie wozu, jeden z młodzieńców siada za kierownicą, rozpędza pojazd, kieruje go ku szpalerowi milicji, wyskakuje z szoferki... Wbrew oczekiwaniom "Star" na niewielkiej pochyłości zbacza w prawo, ku zjazdowi do dworca; tłum odskakuje, na szczęście samochód wjeżdża na chodnik i zatrzymuje się na latarni. Do rozpędzonego autobusu wskakuje milicjant i wyprowadza pojazd z niebezpiecznego miejsca. Kolejna próba kończy się tragedią. Wyskakujący z samochodu młody człowiek uderza głową w skrzynię znajdującego się w ruchu innego porwanego pojazdu, ponosi śmierć na miejscu.
Ta forma ataku będzie wykorzystana jeszcze przed gmachem KW, gdzie m.in. porwano samochód załadowany ciężkimi elementami budowlanymi.
Tłum liczący teraz jut ponad 10 000 osób, podniecony walką, wzburzony pierwszymi ofiarami z tym większą zawziętością atakuje gmach KW.
W okolicach Dworca Głównego słup czarnego dymu. Na placu przed Ekspedycją Towarową płonie 6 samochodów milicyjnych i wojskowych oraz pocztowe wózki akumulatorowe. Z kolejki elektrycznej, z mostu Błędnik przybywa gapiów.

Godz. 9.20. Próby podpalenia budynku KW. Od strony parkingu przed kościołem, do okien na parterze, w szczytowej ścianie gmachu podbiega czterech wyrostków. Jest z nimi dziewczyna w czarnym płaszczu i białych rajstopach. Ma w ręku blaszankę z benzyną. Chłopcy błyskawicznie podnoszą ją na rękach, dziewczyna wylewa benzynę na parapet. Strumień wody z hydrantów, skierowany przez okno, przerywa tę akcję. Benzyna leje się na mur, bruk. Wrzucona zapałka powoduje płomień. Ogień nie rozprzestrzenia się jednak, wkrótce przygasa. Teraz inna grupa podpalaczy kieruje się do okien piwnicy. Potężny strumień benzyny, olbrzymi płomień. Podpalacze zmieniają taktykę - wrzucają do okien nasycone benzyną szmaty.
Łatwiej jednak podpalić sąsiedni budynek NOT. Już po pierwszej próbie płomienie ogarniają wyposażenie budynku. Płoną drewniane boazerie i kotary położonej na parterze restauracji.
Przerażająca jest milcząca, bierna postawa tłumu dorosłych osób, ich obojętność bądź zawziętość, uniemożliwiająca ratowanie ludzi znajdujących się w gmachu KW.
O godz. 7.15, kiedy tłum szturmował Komendę MO i Prezydium MRN, zarządzono ewakuację pracowników z gmachu KW. W budynku pozostało 7 pracowników politycznych, 2 robotnicy warsztatów KW i grupa żołnierzy. Około godz. 8, przybył pluton milicji uzbrojony w pałki i petardy.

Godz. 9.50. Demonstrującym udało się podpalić gmach KW. Obiekt obrzucano środkami wzniecającymi płomień: butelkami z denaturatem, pastą do podłóg i rozpuszczalnikami pochodzącymi z rozbitego sklepu przy ul. Elżbietańskiej.
W budynku pracownicy, żołnierze i milicjanci próbują usuwać z zagrożonych pomieszczeń dywany, firanki i meble. Budynek jest wypełniony gazem i dymem. Maski przeciwgazowe ma tylko wojsko. Główne wejście do budynku pali się. Dwaj żołnierze próbują gasić ogień wodą z hydrantu.

Godz. 10.15. Nadchodzi rozkaz oddania przez żołnierzy salwy ostrzegawczej. Strzały w powietrze z IV piętra. Po salwie - chóralny śmiech tłumu na ulicy.

Godz. 11.00. Zarządzana zostaje ewakuacja budynku KW: poleca się wyskakiwać przez okna. Wojsko otrzymuje pozwolenie na użycie broni. Po sformowaniu klina szturmowego, wewnątrz którego mają znaleźć się pracownicy KW i milicjanci - należy opuścić teren. W budynku na I piętrze grupuje się wojsko i pracownicy. Na podwórko wyrzuca się chodniki, dywany, aby złagodzić upadek po skoku. Z okien I piętra ewakuujący zjeżdżają po chodnikach.

Godz. 11.35. Większość żołnierzy jest na podwórzu, nie można jednak przeprowadzić ewakuacji w zwartym szyku, ponieważ żołnierze są otoczeni tłumem. Przeważają ludzie młodzi. Pracowników KW i milicjantów otacza agresywna gromada. Twarze zawzięte, duża liczba pijanych. Pracowników KW wydostających się z płonącego gmachu pobito, znaleźli się jednak w tłumie starsi robotnicy, którzy wyrywają ich z rąk rozwydrzonych "młodzieńców". Opuszczony budynek penetrują grupy podpalaczy, którzy podkładają ogień w pomieszczeniach na IV piętrze.

Godz. 13.00. W budynku komitetu znajduje się jeszcze dwóch milicjantów, którzy nie zdołali w porę opuścić gmachu. Część tłumu wydała na nich wyrok śmierci, Zatrzymano, a następnie spalano spieszący z pomocą samochód Straży Pożarnej. Nie udają się próby ewakuacji przy pomocy helikoptera. Wiata znosi linę ewakuacyjną.
Milicja i wojsko skupiają wszystkie siły by z płonącego gmachu Komitetu Wojewódzkiego ratować ludzi. Nie starcza sił, by rozpędzić złodziei grabiących sklepy na ulicach Garncarskiej, na Rajskiej, Podwalu Staromiejskim i wokół hali targowej.

Godz. 14.45. Siły porządkowe z trudem wypierają tłum sprzed gmachu KW. Ostatni dwaj ludzie opuszczają płonący budynek. Owinięci mokrymi szmatami przedzierają się przez płonące korytarze. Są uratowani.

Godz. 15.00. Duże grupy pracowników Stoczni Gdańskiej, Stoczni Północnej i Gdańskiej Stoczni Remontowej powracają na teren zakładu i ogłaszają strajk okupacyjny.
W całym śródmieściu panuje nadal atmosfera walki, słychać wybuchy petard, w oczy wciska się gaz. Od strony Wrzeszcza posuwa się kolumna transporterów Jednostki Obrony Wybrzeża wezwana do ochrony obiektów użyteczności publicznej. Przed Dworcem Głównym tłum zatrzymuje pojazdy. Młodzi osobnicy wskakują na pancerz, zmuszają żołnierzy, którzy jeszcze nie decydują się użycie siły do opuszczenia trzech pojazdów. Ktoś próbuje uruchomić transporter, którym znajduje się paru młodych mężczyzn. Jeden nich zsuwa się z pancerza pod gąsienice. Ludzie przenoszą ofiarę do hallu Dworca Głównego. Sypią się kwiaty z dworcowej kwiaciarni. Podekscytowany tłum podpala obrabowany kiosk "Ruchu", ogień rozprzestrzenia się błyskawicznie do pomieszczeń przechowalni bagażu i placówki pocztowej.
Gryzący dym wdziera do komisariatu kolejowego oraz przylegającego mieszkania rodziny kolejarskiej. Pracownicy PKP i funkcjonariusze komisariatu MO uruchamiają hydranty. Załoga komisariatu jest jednak odcięta od wyjścia. Przed drzwiami agresywny tłum, w korytarzu, po którym można przedostać się na dach dym, czad, płomienie. Milicjanci i rodzina kolejarska widzą jak w okolicach ekspedycji towarowej tłum trzymał spieszącą im z pomocą kompanię MO. Można jeszcze przebić się z bronią ręku. Oznaczałaby to jednak nowe ofiary. Nie ma zresztą rozkazu użycia broni. Gdy załoga komisariatu traci już dzieję, od strony Błędnika nadchodzi pomoc. Kilka osób zostaje uratowanych od śmierci lub kalectwa.

Godz. 18.00. Na terenie Trójmiasta zostaje wprowadzona godzina milicyjna. Na dworcu Głównym w akcji straż pożarna, przed gmachem kilka sekcji strażaków. Rzesza demonstrantów wraca stoczni.
Wobec aktów podpaleń i grabieży, licznych gróźb sabotażu w zakładach pracy ponawiających się zapowiedzi wysadzenia w powietrze gazowni i wodociągów, spuszczenia z pochylni kadłubów statków i spalenia jednostek przy nabrzeżach wyposażeniowych do miasta postanowiono wprowadzić wojsko, a dyrekcjom stoczni wydano polecenie wyprowadzenia na redę statków znajdujących w końcowej fazie wyposażenia, [o]raz zabezpieczenia dokumentacji konstrukcyjnej.
Na ulicach Gdańska straż pożarna i patrole milicyjne. Ofiarne grupy pracowników handlu zabezpieczają zdewastowane sklepy. Robotnicy przedsiębiorstw komunalnych szybko likwidują skutki zniszczeń. Będą pracować do rana, by miasto mogło żyć normalnie
Władze informują, że w wyniku zamieszek w dniu 15 grudnia na terenie Gdańska zginęło 6 osób, około 300 ludzi odniosło natomiast obrażenia.
Milicja zatrzymała m.in. 19-letniego Bronisława Ż., ślusarza Gdańskiej Stoczni Remontowej, który posiadał pistolet i amunicję, jego rówieśnika Kazimierza S, który miał przy sobie pałkę milicyjną i pas oficerski z nazwiskiem właściciela - ciężko pobitego funkcjonariusza MO, znajdującego się w szpitalu. Przy innym zatrzymanym znaleziono ręczną wyrzutnię granatów łzawiących.
Zatrzymano również 128 osób pod zarzutem dewastacji sklepów i grabieży. 30 osób, głównie kobiety i nieletnich po odebraniu dowodów rzeczowych zwolniono domów.
W specjalnym programie Gdańskiej TV wystąpił członek Biura Politycznego PZPR, wicepremier Stanisław Kociołek. Omawiając akcję sił porządkowych wicepremier stwierdził, że podjęto ją imię normalnego życia, pracy i rozwoju społeczeństwa. "Nie ma żadnego innego wyboru - anarchia i rozbój zaprzepaszczenie tego co nasze wspólne, to rujnowanie dorobku materialnego, społecznego i osobistego, to rujnowanie społecznych norm życia, dobrych obyczajów, kopanie przepaści trudnej zasypania".
- "Każdego z nas musi dręczyć pytanie - mówił S. Kociołek - czy to co się dzieje dobrze służy Polsce i jej sprawie. Dokonaliśmy nie mało dla pomyślnego zakończenia tych narodowych spraw, które nie zostały do końca załatwione w wyniku II wojny światowej. Dokonaliśmy tak wiele, by nasze Ojczyzna przestała być słaba zależna i uboga, by cieszyła się szacunkiem i autorytetem I musi boleć najgłębiej, gdy dostrzega się niepowetowane szkody wyrządzane tej najświętszej sprawie".


ŚRODA 16 GRUDNIA
GDAŃSK, godz. 4.00. Do miasta weszły oddziały wojska. Czołgi i transportery ochraniają gmachy użyteczności publicznej, zbliżają się do stoczni, by interweniować w wypadku sabotaży na terenie zakładów.

Godz. 6.40. W Stoczni Gdańskiej przed budynkiem dyrekcji zbiera się blisko 5-tysięczny tłum, żądając odpowiedzi na postulaty zgłaszane w rezolucjach podejmowanych poprzedniego dnia. Na terenie stoczni znajduje się 70 proc. zatrudnionych. Władze przy czynnym udziale aktywu partyjnego apelują by nie wychodzono poza teren zakładu. Wskazują na wtorkowe doświadczenia, w wyniku których robotnicze manifestacje przekształciły się w burdy i chuligańskie ekscesy na terenie miasta. Przyopominają o wielkim niebezpieczeństwie, jakie stwarzają uliczne demonstracje Wielokrotnie pada ostrzeżenie, iż w wojsko użyje siły by zapobiec zamieszkom na ulicach Gdańska oraz narastającej groźbie ulicznego terroru.

Godzina 8.00. Na terenie Stoczni Gdańskiej tworzy się niepomna ostrzeżeń grupa młodych ludzi, która decyduje się ruszyć wprost na czołgi i w ten sposób sprawdzić reakcję żołnierzy na próbę wyjścia za bramę. Kończy się to tragedią. Padają strzały. Giną dwie osoby, 11 stoczniowców odnosi rany. Demonstranci cofają się na tery ren stoczni. Większość robotników znajduje się na wydziałach. Powołane zostają trójki porządkowe, których zadaniem jest ochrona mienia i porządku w zakładzie.

Godz. 8.15. W ZNTK wiec. Robotnicy żądają rozmów z przedstawicielami władz, którym chcą przedstawić swoje postulaty. W wypadku odmowy spełnienia żądań, część, zwłaszcza młodych ludzi, grozi dewastacją urządzeń.

Godz. 8.20. Pracownicy portu w Gdańsku odmawiają podjęcia pracy. Żądają podwyżki płac o 30 proc. i uregulowania spraw mieszkaniowych.

Godz. 9.00. W Stoczni Gdańskiej ok. 3 tys. ludzi stoi na placu przed budynkiem dyrekcji. Stocznia ogłasza strajk okupacyjny.

Godz. 9.50. Gazownia, Wodociągi, Zakład Energetyczny, komunikacja miejska pracują normalnie. Również na większości budów trwa normalna praca. W Oliwie grupa stoczniowców agituje budowlanych do podjęcia strajku. Oponującym robotnikom grożono pobiciem. Pracownice ,.Bałtyku" otrzymują anonimowe telefony. Rozmówcy grożą, że jeśli zakład się nie przerwie pracy - zostanie wysadzony w powietrze. Terrorystyczne pogróżki kierowane są do innych pracujących zakładów.

Godz. 10.45. W rejonie II portu Gdańskiego kończy się wiec dokerów. Uchwalono rezolucję domagającą się m. in. podwyżki płac i obniżenia wymiaru podatków.

Godz. 11.10. Meldunki a powiatów. W Kwidzynie spokój, wszyscy pracują. Z Lęborka do Gdyni kieruje się transport dwóch ton chleba, dotrze on do celu między godz. 13-14. Drugi transport 10 ton chleba przybędzie do Gdyni wieczorem. Na terenie powiatu spokojnie. W mieście dwa wypadki wybicia szyb, zatrzymano dwóch młodych ludzi. Przechwycono pisane odręcznie ulotki. W Kartuzach spokój, braki w zaopatrzeniu sklepów. W Tczewie - Fabryka Gazomierzy i ,,Polmo" częściowo nie podjęły pracy. W Wejherowie Pucku, Malborku - spokój. W Pruszczu nie pracuje Fabryka Aparatury Mleczarskiej i "Techmet". Na terenie pow. sztumskiego spokój.

Godz. 12.00. W Stoczni Gdańskiej wiec przed budynkiem dyrekcji z udziałem ok. 5 tys. ludzi. Przedstawiciele 'wydziałów dyskutują nad możliwościami wyjścia z sytuacji. Zwycięża opinia, że robotnicy powinni powrócić na wydziały i pilnować porządku. Komitet robotniczy powołał stoczniową milicję. Kierownicy wydziałów produkcyjnych utrzymują spokój i dyscyplinę.

Godz. 14.40. W Gdańskiej Stoczni Remontowej wybrano komitet robotniczy. Ogłaszano 24-godzinny strajk okupacyjny. Załoga nie opuszcza zakładu. Postulaty: zabezpieczyć zakład przed dewastacją i elementami chuligańskimi, ukarać winnych za stan gospodarki w kraju, podwyżka płac i stabilizacja cen, usunięcie wojska z miasta.

Godz. 15.15. W Stoczni Północnej spotkanie z delegatami wydziałów. Opracowano 5-punktową petycję. Uchwalono, że do momentu uwzględnienia wszystkich postulatów załoga nie przystąpi do pracy. W godzinach popołudniowych sekretarze KW PZPR Jerzy Hojer i Włodzimierz Stażewski przyjęli delegację "komitetu robotniczego" Gdańskiej Stoczni Remontowej, która przedstawiła postulaty podwyżki płac, jak również obniżki i zamrożenia cen. Członkowie delegacji sami uznali podczas rozmowy, że ich postulaty są nie w pełni realne. Sekretarze KW poinformowali przybyłych, że odpowiedź na zgłoszone postulaty zostanie udzielona, tymczasem zaś apelowali o podjęcie wysiłków na rzecz zapewnienia porządku i spokoju. Delegaci zakomunikowali jednak, że nie mogą tego uczynić, ponieważ komitet przestał już panować nad rozwojem sytuacji...

GDYNIA, godz. 17.30. Port ostatecznie przestaje pracować (Wcześniej w niektórych rejonach pracowało kilkudziesięciu robotników). Dokerzy zapowiadają, że będą domagać się swoich praw, nie dopuszczą jednak do sabotażu i niszczenia portu. Ok. godz. 14 MO zabiera z terenu portu dwóch pijanych pracowników; którzy mieli przy sobie butelki z benzyną. Próba odcięcia dopływu wody i ciepła, zdołano jednak zabezpieczyć urządzenia.

ELBLĄG, godz. 19.15. Na ulicach miasta chuligańskie grupy liczące po 5-10 osób kierują się w pobliże siedziby KMiP PZPR. Przed budynkiem ok. 400 osób. Atak przy pomocy kamieni. Próby podpalenia. Nieliczne siły MO rozpraszają tłum. Wycofujące się grupy wybijają szyby wystawowe. Straż pożarna interweniuje pięciokrotnie: podpalono dwa sklepy, dwa kioski i budkę telefoniczną. Ogień ugaszono w zarodku. Grupa robotników z Zamechu zorganizowana w drużynie ochrony mienia pomaga rozpędzić wyrostków.

GDAŃSK, godz. 20. Komenda MO informuje, iż patrole zatrzymały w ciągu dnia m.in. osobnika posiadającego granat ręczny typu RG-42. W Nowym Porcie ujęto Przemysława C. i Edwarda Ch., którzy grożąc pobiciem zmusili kierownika stacji benzynowej do wydania kilku litrów benzyny. Uzbrojeni czekali tylko na okazję by dołączyć się do zamieszek na ulicach Gdańska.

GDYNIA, godz. 20.00.
Zjednoczenie Przemysłu Okrętowego przekazało do Stoczni im. Komuny Paryskiej i pozostałych stoczni telefonogram o przerwaniu pracy w dniu 17 grudnia. W żadnej stoczni i tak nie pracowano. Treść komunikatu przekazano również władzom kolejowym, aby przez megafony na przystankach podać informację tym, którzy rano pospieszą do pracy. Do hotelu robotniczego przy ul. Śląskiej i na osiedla, w którym mieszka najwięcej pracowników SKP i sąsiadujących z nią zakładów wyruszył aktyw partyjny, aby powiadomić kogo tylko można o przerwaniu pracy.
Dla ukazania motywów tej decyzji należy przedstawić to, co działo się owego dnia w stoczni gdyńskiej. Odbywał się tu wiec. Górę wzięły elementy agresywne. Pobito kilka osób z kierownictwa. Wywierano presję na załogi innych zakładów aby porzucały pracę. Trwała agitacja na rzecz demonstracji i okupacji SKP. "Na czoło wypchniemy dyrekcję i kobiety - my pójdziemy za nimi." Na dachach ludzie z pochodniami. Około godz. 12. członkowie dyrekcji zostali wzięci jako zakładnicy. Delegacja strajkujących z wziętym siłą sekretarzem KZ Porzyckim żąda rozmów z sekretarzem Komitetu Miejskiego PZPR. Jeśli w ciągu godziny nie nastąpią rozmowy spalony zostanie budynek dyrekcji SKP. Wśród członków delegacji znajduje się 4 młodych ludzi poniżej 25 lat i jeden ponad 30. Delegacja zostaje przyjęta. Stawia ultimatum aby: uznać ją za jedyną władzę SKP; ponadto zwolnić aresztowanych członków grupy uzurpującej sobie prawo do miana ;,międzyzakładowego komitetu strajkowego w Gdyni i przyjąć zestaw żądań ekonomicznych.
Na ultimatum odpowiedziano, że przyjęcie tych warunków jest niemożliwe. Członkowie delegacji stwierdzili, że nie panują już nad sytuacją. Po powrocie, w SKP wygwizdano ich.
Nad rozwojem wypadków w Gdyni ciężkim brzemieniem ciąży widmo pożarów i rabunków w Gdańsku z 15 bm. I tu mnożyły się terrorystyczne zapowiedzi podpaleń i zniszczeń urządzeń stoczniowych, portowych i komunalnych.
W tej sytuacji podjęta została decyzja o zabezpieczeniu obiektów stoczniowych.
W godzinach wieczornych do stoczni weszły jednostki wojskowe. Statki które znajdowały się w fazie prac wykończeniowych wyprowadzono na redę portu.
Wieczorem przed kamerami TV powtórnie zabrał głos członek Biura Politycznego KC PZPR Stanisław Kociołek. Przedstawił rozmiary szkód wyrządzonych poprzedniego dnia w Gdańsku. Mówił o decyzji władz przemysłu okrętowego, które postanowiły przerwać pracę w Stoczni Gdańskiej i w Stoczni im. Komuny Paryskiej na drugich zmianach. "Te same władze - dodał - rozważają podjęcie innych, niezbędnych kroków". W zakończeniu tow. Kociołek stwierdził, że tylko powrót stoczniowców do normalnej pracy, a nie wysuwanie nierealnych żądań, może stanowić podstawę do normalizacji życia w Trójmieście.



CZWARTEK 17 GRUDNIA
Gdańsk, godz. 2.00. Część Stoczni Gdańskiej, około 3 tysięcy ludzi postanawia udać się do domów. Zapewniono im, mimo godziny milicyjnej, bezpieczny przejazd. Reszta załogi opuszczała zakład do 6 rano. Wyszli również i wrócili do domów, przerywając strajk, pracownicy Stoczni Północnej.
W Gdańsku panował spokój.

GDYNIA godz. 5.50. Z ulicy Śląskiej sprzed hotelu robotniczego, którego mieszkańcy byli powiadomieni o przerwaniu pracy grupa ludzi mimo to udaje się do stoczni.
Na przystanek Gdynia-Stocznia przybywają pociągi. Z dwóch stron: od Gdańska i od Wejherowa. Huczą stacyjne głośniki. Rozbrzmiewają wojskowe i milicyjne gigantofony, nawołują do powrotu do domu. Większość przyjeżdżających nie reaguje jednak na te wezwania. Zmiecione przez awanturników z tłumu zostają pikiety ostrzegawcze.
W Trójmieście obowiązują już nadzwyczajne rozporządzenia wprowadzające możliwość użycia wszelkich środków dla zaprowadzenia porządku i bezpieczeństwa, dla ochrony mienia. Gigantofony nawołują, aby nie zbliżać się do czołgów i uzbrojonych żołnierzy. Dwom brygadzistom udaje się wyprowadzić swoich ludzi poza przystanek Gdynia-Stocznia. Wszyscy mogli zrobić to samo. Wielu jednak dało się ponieść rozpalonym emocjom.

Godz. 8.10. Tłum napiera. Prowodyrzy nawołują aby wedrzeć się do stoczni. Czy w tłumie są tylko stoczniowcy? Nikt nie może tego z całą pewnością ustalić. Na razie nic się jeszcze nie wydarzyło, ale rozwaga, chłód i spokój odeszły. Z okrzykiem "hurra" tłum napiera na czołgi. Potężny wybuch - został oddany strzał ze ślepego naboju armatniego. Odpalili czołgiści. Ów wystrzał, którego już sam podmuch powala, ma wyzwolić odruch samozachowawczy. Duża grupa, nie zważając na ostrzeżenia, gwałtownie zbliża się do czołgów. Wkrótce rozlegną się strzały. Najpierw w bruk. Tłum nadal nie słucha ostrzeżeń, by nie zbliżać się do sprzętu wojskowego. Krótki raport doniesie: "Jest 4 zabitych i kilka osób rannych".

Godz. 6.20. Z placu przed dworcem w Gdyni tłum atakuje gmach prokuratury. Otacza czołgi przy dworcu, usiłuje wedrzeć się na nie. I znowu nie pomagają ostrzeżenia - żołnierze muszą użyć broni.
Sprzed dworca, z placu Konstytucji, część ludzi ruszyła w kierunku Komendy Miejskiej MO, drugi blisko tysięczny pochód udał się na ul. Świętojańską. Skierował się przed siedzibę Prezydium MRN.

Godz. 7.30. Na pomoście przystanku Gdynia-Stocznia wrzenie sięga zenitu. Przy Czerwonych Kosynierów około 5 tysięcy ludzi ściera się z milicją i wojskiem. Żołnierze z trudem wytrzymują napór. Słychać okrzyki: "Brać benzynę".
Zatrzymano pociąg a Pucka. Z lokomotywy spalinowej pobrano ropę i podpalono pomost nad stacją Gdynia-Stocznia. Pada hasło marszu na Prezydium MRN. Ulicami Czerwonych Kosynierów, 10 Lutego, Świętojańską i Władysława IV od godziny 8.00 do 12.00 maszerowały kolejno 4 pochody. Ostatni ze zwłokami niesionymi na drzwiach.
W okolicach stacji Gdynia-Stocznia ciągle rozlegały się strzały, płonął pomost nad torami kolejowymi. 7, helikopterów i wozów milicyjnych rzucano petardy między zgromadzonych w tym rejonie i przed Prezydium MRN.
Pod naporem tłumu przed Prezydium MRN posterunki MO wycofują się poza sprzęt wojskowy. Dowódcy oddziałów WP wzywają ludzi do zatrzymania się, ostrzegają, że będą zmuszeni użyć broni. Nie odnosi to żadnego skutku.

Godz. 9.00. Karetki pogotowia odwożą do szpitala rannych. Rany są ciężkie. Wojsko i milicja strzelają w twardą nawierzchnię bruku, pod nogi. Rykoszety godzą w nacierających, którzy za wszelką cenę chcą podpali gmach Prezydium MRN. Znowu cztery śmiertelne przypadki. Sytuacja staje się coraz groźniejsza. Atakujący chcą wyprzeć żołnierzy i MO na ulicę Bema. Po przeciwnej stronie ul. Świętojańskiej jest stacja benzynowa, chcą ją zdobyć. - Wysadzić ją! - rozlegają się okrzyki. Trzeba zapobiec niebezpieczeństwu. Wokół stacji stoją opancerzone pojazdy wojskowe. W pobliżu bloki mieszkalne. Żadne racje, żadna argumentacja tutaj nie poskutkuje. Drogę do stacji benzynowej wojsko musi po prostu zagrodzić.
Tłum siedmiokrotnie naciera na Prezydium MRN. Wojsko i milicja s trudem odpierają atakujących. Trwa to aż do godz. 12. Kiedy szansa uzyskania środków podpalających ze stacji benzynowej zawiedzie atakujący zaczną zabierać paliwo z baków przygodnych samochodów. W tym czasie w rejonie Wzgórza Nowotki zatrzymano trzy pociągi: dalekobieżny od strony Gdańska, towarowy Kościerzyny i osobowy z Gdyni do Kościerzyny - wszystkie w pobliżu wiaduktu na ul. Czołgistów. Nawoływania do rozejścia się przez megafony zagłuszano gwizdem opanowanych parowozów. Na torach w pobliżu zatrzymanych pociągów, rozwydrzeni osobnicy wzniecili ogień: Przypuszczono też szturm na stojący na bocznicy w rejonie przystanku Gdynia-Stocznia pociąg, w składzie którego znajdowały się trzy cysterny. Skutki mogły być nieobliczalne i zapobiegnięcie im stało się koniecznością.
Sytuację przed Prezydium MRN siły porządkowe oponowały przed południem.

ELBLĄG godz. 14.45. Grupa pracowników Zakładów Przemysłu Drzewnego opuściła zakład. Pochód skierował się pod siedzibę KMiP PZPR: Po drodze dołączyli się do robotników przypadkowi przechodnie. Część z nich szybko zaopatrzyła się w kamienie i butelki z benzyną. Kiedy zostali odparci sprzed Komitetu ruszyli do śródmieścia. Rozbijali sklepy i placówki usługowe. Straty liczono na miliony. Chuligani wzniecili 11 pożarów. Pomoc 40-osobowej grupy robotników Zamechu umożliwiła rozpędzanie rabusiów.
Robotnicy niektórych oddziałów Zamachu przerwali pracę. Nie opuścili jednak zakładu. Kiedy rozbito sklepy, w tym Dom Towarowy "Feniks" powołali na terenie zakładu oddział samoobrony: Stu ludzi strzegło fabryki, aby nie dostali się do niej nieproszeni goście.
Plon grudniowego popołudnia w Elblągu był żałosny: Porządek z pomocą robotników przywróciła milicja, lecz po jej stronie byli poszkodowani - sześciu rannych. Zatrzymano 65 podejrzanych o rozbój i bezprawie. W grupie tej znaleźli się przede wszystkim pospolici złodzieje i rabusie.

GDAŃSK, godziny poranne. W Gdańsku stanęły Zakłady Futrzarskie, przerwało pracę 200 osób w "Unimorze", nie pracowały niektóre wydziały ZNTK, strajkowało kilkadziesiąt ludzi w "Hydrosterze i w Gdańskim Przedsiębiorstwie Budownictwa Przemysłowego. Podobna sytuacja istniała w "Blaszance" i Zakładach Naprawczych Mechanizacji Rolnictwa. W Fabryce Nawozów Fosforowych załoga potępiła zdecydowanie chuliganerię, która niszczyła Gdańsk, lecz opowiedziała się po stronie gdańskich stoczniowców. W porcie gdańskim stanął Rejon I. Wyłoniono milicję robotniczą i powołano odpowiedni komitet. Podobnie było w Rejonie II. Trwała jedynie praca przy rozładowywaniu fosforytów, węgla i rudy w Rejonie III.
W Gdańskiej Stoczni Remontowej przerwano strajk. Gdańskie "Fosfory", po krótkim wiecowaniu, podjęły pracę. Nie przerwały jej Zakłady Rybne.

WARSZAWA, godz. 19.30.
Ogłoszona zostaje uchwała Rady Ministrów w sprawie zapewnienia bezpieczeństwa i porządku publicznego. W związku z poważnymi naruszeniami porządku w Gdańsku i terenie Wybrzeża, a szczególnie w związku z podpalaniem gmachów oraz urządzeń publicznych, jak również z wypadkami zabójstw uchwała zobowiązuje ;,organa ścigania i porządku publicznego (...) do bezzwłocznego podjęcia odpowiednich środków zmierzających do przywrócenia porządku i ładu publicznego oraz zapobieżenia próbom jego naruszenia".

Godz. 20.00. Przemówienie prezesa Rady Ministrów Józefa Cyrankiewicza.



PIĄTEK 18 GRUDNIA
GDYNIA, godz. 7.00.
Na 900 robotników Zarządu Portu Gdynia tylko 138 podjęło pracę. Pracują warsztaty i 4 dźwigi przy załadunku węgla. Rozładowuje się 2 statki.

GDAŃSK, godz. 7.00.
Do pracy przystąpiła cała załoga ZNTK. Do portu gdańskiego przyszło 1451 robotników. Pracę podjęło 230.

Godz. 12.00. W Zarządzie Portu Gdańsk Rejon I podjęło pracę 450 ludzi. Pracuje Rejon III i pozostałe działy. Nie podjęli pracy robotnicy Rejonu II. Minister żeglugi wydał nadzwyczajne zarządzenie, wprowadzające mobilizację pracowników portowych. W rezultacie również i Rejon II przystąpił do pracy. Wysiłki aktywu partyjnego sprawiły, że załoga przestała wiecować. Przeładowano tego dnia 16 300 ton towarów. Istniały jednak duże zaległości. W porcie stały 24 statki, na redzie czekało 10. Na rozładunek oczekiwały również wagony.

GDYNIA, godz. 12.00.
W porcie gdyńskim podjęło pracę tysiąc ludzi. Zaległości były jeszcze większe, niż w Gdańsku. W porcie stało 20 statków, na redzie oczekiwało 22. Port zaczął jednak funkcjonować normalnie. Do pracy zgłaszało się coraz więcej robotników.

GDAŃSK, godz. 14.00.
Do Stoczni Gdańskiej powraca z redy portu jednostka B-418/1. O godz. 18 następuje przekazanie armatorowi radzieckiemu jednostki B-26/44. Normalnie pracuje Stocznia "Wisła".

ELBLĄG, godz. 7.00.
Nie pracują Zakłady Przemysłu Drzewnego. Nieznani awanturnicy grożą, że wysadzą zakład w powietrze. W Zamechu przerwał pracę Zakład nr 1. Jego pracownicy agitują inne wydziały. Załoga Zakładów Drzewnych wbrew zapowiedziom nie wychodzi na ulicę.
W mieście młodzi ludzie wykupują denaturat i benzynę. Odgrażają się, że spalą KP MO. O godz. 15, na skutek napiętej sytuacji, do miasta wkroczyło wojsko. W Zamechu rzucono hasło: "Nie pracujemy, ale nie wyjdziemy na ulicę". Powołano grupę samoobrony. Część załogi jednak pracuje. II zmiana ZWP nadal nie podjęła pracy.
W śródmieściu gromadzą się grupy młodych ludzi. Usiłują podpalić budynek KMiP PZPR. Tłum demonstrantów rozbija sklepy, rabuje. Rozpędza ich milicja i wojsko. Użyto gazów łzawiących i petard. Prowodyrzy atakują czołg. Chcą go podpalić. Odstrasza ich wystrzał armatni ze ślepego naboju. Tłum jest napastliwy. Wojsko i milicja ostrzegają, że będą zmuszone użyć broni. Niestety, bez skutku. Tłum atakuje. Padają strzały. Jest jeden zabity i 3 rannych. Zdemolowano 134 placówki handlowe i usługowe. Straty sięgają 25
mikonów zł. Przesunięto godzinę milicyjną z 18 na 17.
* * *
Tego dnia życie na terenie całego województwa powraca do normy. Pracują starogardzkie zakłady przemysłow. Krótka przerwa nastąpiła jedynie w Fabryce Mebli Okrętowych, gdzie na żądanie załogi odbyło się spotkanie z I Sekretarzem KP PZPR. Po spotkaniu wrócono do pracy.
Normalnym rytmem odbywało się wszystko w Lęborku i Kościerzynie. Tylko w Malborku przerwano pracę w Fabryce Wentylatorów na wydziale montażu (60 osób). Odbyło się spotkanie I zmiany z sekretarzem KP PZPR. Również i tu po rozmowie i wyjaśnieniach podjęto pracę.



SOBOTA 19 GRUDNIA

Normalnie pracują porty Gdańska i Gdyni. W porcie gdańskim stoi 28 statków, na redzie oczekuje 10. W Gdyni trwa praca na trzy zmiany. Na II zmianę zgłosiło się ochotniczo 560 robotników, na III - 300.
Przeładowano 16.872 tony towarów.
W "Elmorze" i "Hydrosterze", w związku z podjęciem pracy przez stocznie uruchomiono II zmianę. Ze Stoczni Gdańskiej wyszły 2 statki przeznaczone dla armatora radzieckiego. Stocznia "Wisła" zamknęła roczny plan produkcji towarowej. W próbny rejs wyszedł ostatni statek.
Bez zakłóceń pracują wszystkie zakłady przemysłowe Trójmiasta. Podobnie w Tczewie, w Starogardzie, Lęborku i w innych mniejszych ośrodkach przemysłowych województwa. Podjęły pracę ZWP w Elblągu. Tylko w Zamechu, z rana, na niektórych wydziałach odbywały się wiece. Stanęła nowa odlewnia. Na ulicach miasta przed południem gromadziły się niewielkie grupki demonstrantów. Po południu panował spokój.



NIEDZIELA 20 GRUDNIA

Tego dnia w Trójmieście i w całym województwie, po raz pierwszy, od poniedziałku, nie było żadnych incydentów. W przyspieszonym tempie, w ostatnią niedzielę przed świętami, pracowały porty. W stoczniach, podobnie jak w każdy świąteczny dzień, odbywała się normalna praca.
Dopiero wieczorne wydarzenia miały okazać się brzemienne w skutki dla całego kraju. W Warszawie zebrało się VII Plenum KC PZPR. Zapadły na nim decyzje e zmianach personalnych w naczelnych władzach partyjnych. Plenum powołało na stanowisko I sekretarza KC PZPR Edwarda Gierka. Przede wszystkim jednak plenum dokonało oceny sytuacji w kraju i podjęło niezbędne uchwały.
"W ostatnim tygodniu - mówił w wieczornym wystąpieniu radiowym i telewizyjnym Edward Gierek - zaszły wydarzenia, które głęboko wstrząsnęły całym społeczeństwem i postawiły Ojczyznę w obliczu wielkiego niebezpieczeństwa. Miasta Wybrzeża - Gdańsk, Gdynia, Szczecin, Elbląg stały się terenem robotniczych wystąpień, zaburzeń i starć ulicznych. Zginęli ludzie. Wszyscy przeżywamy tę tragedię".
I sekretarz KC stwierdził, że obowiązkiem partii i rządu jest udzielić społeczeństwu odpowiedzi na pytania jak doszło do nieszczęścia i dlaczego nabrzmiały tak ostre konflikty społeczne. "Będzie to - stwierdził - odpowiedź trudna i samokrytyczna, ale będzie jasna i prawdziwa".
Już po północy, a więc 21 grudnia odbyło się Plenum KW PZPR w Gdańsku. Mimo gorących dni, które je poprzedziły, i mimo niecodziennych warunków w jakich się odbywało, dało ono wstępną ocenę wydarzeń w Trójmieście i na Wybrzeżu Gdańskim. Jak stwierdził I sekretarz KW PZPR Alojzy Karkoszka - już wcześniej 19 grudnia Egzekutywa KW PZPR dokonała oceny wydarzeń. Ocena ta okazała się zgodna z ustaleniami VII Plenum KC.
- Mieliśmy do czynienia - powiedział I sekretarz KW z autentycznymi wystąpieniami klasy robotniczej. Ich przyczyną było niezadowolenie z powodu sytuacji ekonomicznej. Bezpośrednim zaś powodem wystąpień robotników była podwyżka cen na artykuły spożywcze.
Wystąpienia te - jak często bywa w podobnych przypadkach - wykorzystały elementy warcholskie, często wręcz wrogie. Fakt ten znalazł wyraz w aktach terroru, podpaleniach i grabieży. Stworzyło to stan zagrożenia życia i mienia obywateli oraz majątku publicznego, a także godziło w najhardziej żywotne interesy państwa i narodu.
Plenum zaakceptowało wnioski Egzekutywy KW w sprawie dalszego działania wojewódzkiej instancji partyjnej. Wyraziło poparcie dla decyzji VII Plenum KC PZPR i uznało, że w najbliższym czasie trzeba będzie dokonać gruntownej analizy przyczyn i okoliczności wydarzeń grudniowych. Za najpilniejsze zaś zadanie uznano doprowadzenie do szybkiej i pełnej normalizacji życia w Trójmieście o: odrobienia zaległości wynikłych z przerw powstałych w produkcji.
W ciągu tych dni, pełnych politycznych powikłań, działacze i instancje partyjne przejawiły znaczną aktywność, dojrzałość i rozwagę. Stałe kontakty z aktywem robotniczym, uczestniczenie w trudnych niejednokrotnie dyskusjach, działanie na rzecz opanowania sytuacji są tego dobrym świadectwem. Ożywioną działalność prowadziły komitety dzielnicowe w Gdańsku, Komitet Miejski w Gdyni oraz Miejski i Powiatowy Komitet w Elblągu. Posiedzenia Egzekutywy Komitetu Wojewódzkiego PZPR odbywały się niemal codziennie. Odbyło się też posiedzenie plenarne KW.
* * *
Tak przedstawiają się główne fakty, które tworzą obraz wydarzeń gdańskich. Nie jesteśmy dziś w stanie dokonać ich analizy, choć zdajemy sobie sprawę z tego, że stanowi ona pilną konieczność. Wszechstronne oświetlenie tego, co zaszło - to istotne zadanie stojące przed całą partią, a także przed jej gdańską organizacją. Trzeba i można w trybie partyjnej i obywawatelskiej [!] rozmowy omówić szereg spraw, które bezpośrednio złożyły się na treść owych grudniowych dni. Nie może tu być ani przemilczeń, ani niedomówień, ale też nie powinny wystąpić przy tej okazji zacietrzewienie, uprzedzenia i jednostronne widzenie rzeczywistości. Tylko bowiem w warunkach obiektyw rej dojrzałej analizy można sformułować wnioski pozwalające zapobiegać tragediom społecznym, wśród których rozlew bratniej krwi jest wydarzeniem najbardziej bolesnymi.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
KŁOSEK KASZUBY




Dołączył: 11 Lis 2011
Posty: 1574
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Somonino k/ Kartuz

PostWysłany: Sob 0:11, 25 Lut 2012    Temat postu:

czy jesteśmy zainteresowani spodkaniem z " Stoczniowcem Stoczni im. lenina" uczestnikiem wydażeń roku 1970

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
horhe




Dołączył: 09 Lis 2011
Posty: 1122
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sopot

PostWysłany: Sob 0:20, 25 Lut 2012    Temat postu:

KŁOSEK KASZUBY napisał:
czy jesteśmy zainteresowani spodkaniem z " Stoczniowcem Stoczni im. lenina" uczestnikiem wydażeń roku 1970

Ilicza Ci odpuściłem,ale z resztą, to wiesz co robić.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sanchez




Dołączył: 09 Lis 2011
Posty: 3703
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdynia

PostWysłany: Sob 0:26, 25 Lut 2012    Temat postu:

Jesteśmy jak najbardziej Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sanchez




Dołączył: 09 Lis 2011
Posty: 3703
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdynia

PostWysłany: Czw 12:43, 01 Mar 2012    Temat postu:

dosyć ciekawe nagrania z wydarzeń

[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
KŁOSEK KASZUBY




Dołączył: 11 Lis 2011
Posty: 1574
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Somonino k/ Kartuz

PostWysłany: Pią 0:22, 02 Mar 2012    Temat postu:

pan stoczniowiec dorabia sobie jako dostawca czesci i od czasu do czasu jest u nas

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
WOPK




Dołączył: 10 Mar 2012
Posty: 13
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 21:49, 12 Mar 2012    Temat postu:

Słoń napisał:

1.Dlaczego więc określa działko 23 mm skota jako KM 22 mm?Nie było takiego kalibru w WP.


Działek 22 mm faktycznie nigdy nie było jednak jako broń pokładowa na pojeździe SKOT zamontowany był wkm KPWT 14,5mm.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
horhe




Dołączył: 09 Lis 2011
Posty: 1122
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sopot

PostWysłany: Wto 9:48, 13 Mar 2012    Temat postu:

23mm to tylko działka pokładowe w samolotach i w dzialkach p-lot. Nie kojarzę innego zastosowania tego kalibru.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
WOPK




Dołączył: 10 Mar 2012
Posty: 13
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 16:39, 13 Mar 2012    Temat postu:

Myślę, że ciekawa relacja.

Dowódca 32 pułku zmechanizowanego
Do dowódcy 8 Drezdeńskiej Dywizji Zmechanizowanej
Meldunek o użyciu broni.


Melduję, że 17 XII 1970 r. ok. godz. 5.50 oraz o godz. 9.00 żołnierze 7 kpz i środki ogniowe zamontowane na transporterach opancerzonych oraz 2 czołgi z batalionu czołgów zgodnie z uprzednio otrzymanym rozkazem ustnym od gen. bryg. Rzepkowskiego użyły broni w następujących okolicznościach:
Ok. godziny 5.00 z przejeżdżających pociągów wychodzący ludzie, pomimo powiadamiania przez głośniki dworcowe, że praca w stoczni oraz w porcie została przerwana aż do odwołania, zaczęli gromadzić się na wiadukcie oraz na przyległym terenie. Pod wiaduktem stały posterunki milicyjne, które ostrzegały, że przejścia na teren stoczni i portu obsadzone są przez wojsko. Informowali, że nie wolno zbliżać się do wojska. Z tłumu padły obelżywe hasła pod adresem dyrekcji, milicji i wojska. Pod naporem tłumu posterunki milicyjne wycofały się w kierunku na stanowisko ogniowe transporterów i czołgów. Po wycofaniu się posterunków milicyjnych na stanowiska ogniowe transporterów i czołgów przed stanowiska ogniowe wyszli dowódca pułku i dowódca 3 bpz wzywając napierający tłum do zatrzymania się. Dowódca pułku wraz z dowódcą 3 bpz wzywał słowami: „ludzie, zatrzymajcie się, co robicie, dalej iść nie wolno, bo w celu zatrzymania użyjemy broni”. Tłum wznosząc obelżywe okrzyki w dalszym ciągu napierał. Dowódca pułku wydał rozkaz oddania strzałów ostrzegawczych w górę. Oddano jeden strzał z armaty oraz kilka długich serii z karabinów maszynowych pociskami świetlnymi. Tłum w dalszym ciągu parł do przodu. Na rozkaz dowódcy pułku otwarto ze środków ogniowych oraz broni strzeleckiej (kilku żołnierzy 7 kompanii piechoty) ogień celując w bruk kilka metrów przed tłumem. Wówczas z tłumu wyskoczyło kilkunastu mężczyzn, którzy rzucili się w stronę stanowisk Skotów i czołgów. Ogień prowadzono w dalszym ciągu celując w bruk, trudno ustalić, czy któryś z żołnierzy lub środków ogniowych celował w tłum. W czasie prowadzenia ognia po bruku kilku mężczyzn padło. Tłum widząc padających zatrzymał się w odległości około 20-25 metrów. Spośród tych, którzy padli, jeden padł w odległości 16 metrów przed czołgiem, drugi około 18 metrów. Wycofujący się tłum zabrał rannych za wyjątkiem tego, który padł najbliżej środków ogniowych. Nadjechały karetki pogotowia, które zabrały rannych. Następnie tłum stojąc w miejscu w dalszym ciągu obelżywie skandował przeciwko wojsku i władzy ludowej. Z zeznań naocznych światków wynika, że rannych zostało około 5 osób, bo tylu widziano leżących na ziemi.
Tłum wycofał się na skarpę i perony. Zatrzymano pociąg elektryczny, który był pełen ludzi; tłum znajdujący się na wiadukcie dla pieszych nad torami w dalszym ciągu nie rozchodził się.
Po upływie godziny przybył odwód milicji w sile 3 kompanii piechoty, który przy użyciu gazów łzawiących rozpędził tłum. Większość rozeszła się. Jednak część pozostała obrzucając policję kamieniami. Z biegiem czasu do grupy walczącej z milicją dołączyli nowi. W wyniku przeważającej siły milicja wycofując się użyła broni osobistej. Kilka osób zostało rannych. Świadczyły o tym kursujące karetki pogotowia. Pod naporem przeważającej siły milicja wycofała się przez wiadukt na most. Po wycofaniu się milicji z wiaduktu kilku napastników usiłowało podpalić most. Po wygaśnięciu ognia pomost zaczął się zapełniać tłumem, który bezustannie wznosił wrogie okrzyki. Około godziny 9.00 z miasta nadciągnęła potężna kolumna ludzi licząca parę tysięcy osób, która była obrzucona ze śmigłowców gazami łzawiącymi. Po dojściu tej kolumny do tłumu znajdującego się na wiadukcie i na poboczach torów tłum ponownie ruszył w stronę stoczni. Pomimo nawoływań i próśb oraz ostrzeżeń przez głośniki do zaprzestania marszu w kierunku stoczni, tłum wznosząc wrogie okrzyki parł do przodu. Zastępca dowódcy do spraw politycznych nakazał dowódcy kompanii milicji zatrzymać tłum środkami łzawiącymi. Masowe użycie tych środków nie poskutkowało i milicja wycofała się za stanowiska ogniowe wojska. Po przejściu tłumu przez wiadukt oddano kilka serii ostrzegawczych w górę. Tłum pomimo rozkazów i próśb podawanych przez megafon parł do przodu. Wówczas oddano kilka serii celując w bruk, kilka metrów przed tłum. Z tłumu dało się słyszeć kilka pojedynczych strzałów w stronę żołnierzy. Po zbliżeniu się tłumu na odległość 18-20 metrów pomimo oddania serii w bruk kilkanaście osób demonstracyjnie ruszyło do przodu. Trudno jest ustalić, czy następne serie skierowano do ludzi, czy w dalszym ciągu w bruk. Faktem jest, że kilka osób upadło na ziemię; zostały one zabrane przez wycofujący się tłum. W tym czasie masy ludzi zebrane na torze kolejowym na prawo od stanowisk ogniowych ławą ruszyły po skarpie toru kolejowego w kierunku wojska, ale zostały powstrzymane ogniem z pistoletów maszynowych piechoty będącej na transporterze. Ogień był skuteczny i spowodował wycofanie się nacierającej ławy poza nasyp toru kolejowego, a jednocześnie umiejętność jego prowadzenia nie spowodowała strat wśród ludzi.

W trakcie zajść 17 XII 1970 roku zużyto następującą ilość amunicji:
- 7,62 mm nb poc. wz. 43 – 850 szt.
- 7,62 mm kbkb z poc. „c” oraz T-46 – 180 szt
- 85 mm nb poc. uzbr. – 2 szt.

___podpisał___
Zastępca dowódcy 32 pz ds. politycznych
Dowódca 32 pz.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sanchez




Dołączył: 09 Lis 2011
Posty: 3703
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdynia

PostWysłany: Pią 22:46, 16 Mar 2012    Temat postu:

Troszkę poszło im tej amunicji Smile bardzo ciekawy tekst.

Zachęcam do publikacji tego typu tekstów na łamach naszego forum.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sanchez dnia Pią 22:46, 16 Mar 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
WOPK




Dołączył: 10 Mar 2012
Posty: 13
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 12:04, 17 Mar 2012    Temat postu:

Podobnych tekstów mam jeszcze sporo, tak więc w czasie woplnym postaram się coś dorzucać systematycznie.
Jeżeli chodzi o amunicję to sporo jej ale i mało. Weźmy pod uwagę, że stam liczebny kompanii wynosił w granicach 80-95 żołnierzy to każdy z nich otrzymał zaledwie po około 10 szt nabojów. Są to więc 2-3 krótkie serie każdy. Wyobrażam sobie tych żołnierzy, którzy stali vis a vis zozwścieczonego tłumu z 1/3 magazynka.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sanchez




Dołączył: 09 Lis 2011
Posty: 3703
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdynia

PostWysłany: Nie 11:28, 18 Mar 2012    Temat postu:

Myślę, że każdy z żołnierzy miał na wyposażeniu odpowiednią ilość amunicji do wykonania zadania bojowego. Z pewnością nie wszyscy żołnierze oddali strzały i tak samo nie da się podzielić równo wystrzelonych naboi na ilość żołnierzy.

W mojej ocenie jest to dość duża ilość amunicji wystrzelonej, biorąc pod uwagę, że niebyły prowadzone działania zbrojne przeciwko uzbrojonej armii a raczej ludności cywilnej uzbrojonej w kamienie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
WOPK




Dołączył: 10 Mar 2012
Posty: 13
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 11:31, 18 Mar 2012    Temat postu:

Liczba 850 szt nabojów przeznaczonych do strzelania w kierunku nie uzbrojonych stoczniowców fakt, robi wrażenie. Chodzi mi jedynie o to, że dzieląc tę liczbę na stan kompanii wychodzi po kilka pestek na głowę.
Tak czy inaczej nie powinien paść żaden strzał.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sanchez




Dołączył: 09 Lis 2011
Posty: 3703
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdynia

PostWysłany: Nie 11:56, 18 Mar 2012    Temat postu:

Nie powinien zdecydowanie - a winę za to moim zdaniem ponoszą ludzie u władzy a nie sami żołnierze którzy stali na tym moście. Oni nie mieli prawa wyboru i działali pod wpływem silnego impulsu i emocji. Zresztą jak się posłucha relacji, żołnierzy którzy w tym uczestniczyli to tłum też nie był bez winy.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Słoń




Dołączył: 09 Lis 2011
Posty: 1858
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Nie 19:55, 18 Mar 2012    Temat postu:

Mnie zastanawia fakt strzelania w ziemię, czy raczej w bruk.Co z rykoszetami (o ile znam balistykę to jestem niemal pewien że większość pocisków zrykoszetowała), czy nikt od nich nie ucierpiał? Czy większość trafionych ludzi nie odniosła właśnie od nich obrażeń?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
WOPK




Dołączył: 10 Mar 2012
Posty: 13
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 21:16, 18 Mar 2012    Temat postu:

Słoń napisał:
Mnie zastanawia fakt strzelania w ziemię, czy raczej w bruk.Co z rykoszetami (o ile znam balistykę to jestem niemal pewien że większość pocisków zrykoszetowała), czy nikt od nich nie ucierpiał? Czy większość trafionych ludzi nie odniosła właśnie od nich obrażeń?


Wydaje mi się, że ranni i zabici to własnie ofiary rykoszetów. Nie chce mi się mimo wszystko wierzyć, że Wojsko Polskie stało parę metrów od tłumu (mimo że agresywnie nastawionego) i waliło z kałachów centralnie do ludzi.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
horhe




Dołączył: 09 Lis 2011
Posty: 1122
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sopot

PostWysłany: Nie 23:12, 18 Mar 2012    Temat postu:

właśnie te rykoszety spowodowały straszne rany, kule trafiały ludzi na chybił trafil, a poza tym jak są rykoszety, to jakiekolwiek śledztwo "leży" przy tej ilości wystrzelonych kul. Żaden balistyk nie stwierdzi z jakiej konkretnie broni strzelano i skąd.
Relacja Łomota nie jest dla mnie specjalnie wiarygodna, a to co napisał w raporcie, to było wszystko co mógł naskrobać, by jak najlepiej kryć swoją d.... Dzisiaj podałby nazwisko mocodawcy rozkazu z kierownictwa partii i miałby spokój, ale chyba nie duszy. Skutek strzelania w bruk w raporcie został umiejętnię pomiety.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sanchez




Dołączył: 09 Lis 2011
Posty: 3703
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdynia

PostWysłany: Nie 23:17, 18 Mar 2012    Temat postu:

Podczas zajść na moście w Gdyni właśnie celowo użyto techniki strzelania w bruk, aby zadać straty tłumowi, unieszkodliwić osoby agresywne w pierwszych szeregach. Strzał na wprost z broni maszynowej spowodowałby dużo większą ilość ofiar śmiertelnych. A tu chodziło o powstrzymanie tłumu za wszelką cenę, powodując ciężkie obrażenia. Taktyka brutalna , ale niezwykle skuteczna.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sanchez




Dołączył: 09 Lis 2011
Posty: 3703
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdynia

PostWysłany: Sob 15:27, 15 Gru 2012    Temat postu:

Nierozwiązane zagadki Grudnia '70. Zginęło dwóch milicjantów, to fakt. Ale kto ich zabił?

Gdańszczanie rzeczywiście rozerwali milicjanta na strzępy? I dlaczego brak informacji o drugim funkcjonariuszu MO, który w tamtym czasie stracił życie we Wrzeszczu?
Zabitych milicjantów miało być dwóch - tak jak zameldowano towarzyszowi Władysławowi Gomułce na naradzie 15 grudnia 1970 r. tuż po godz. 9.

Najważniejszy wówczas z polskich komunistów był wstrząśnięty. To wtedy podjął decyzję, że mundurowi mogą strzelać do buntowników.

Sęk w tym, że żadnych zabitych milicjantów jeszcze wówczas nie było. Zaledwie pół godziny wcześniej jeden zomowiec - Marian Zamroczyński - dostał się w ręce tłumu gdańszczan. Gdy przywódcy komunistycznej Polski naradzali się w Warszawie, co robić - ciężko ranny funkcjonariusz znajdował się właśnie na stole operacyjnym Akademii Medycznej w Gdańsku. Żył jeszcze przez dwanaście dni.

Niecałe trzy miesiące później gazeta Ministerstwa Spraw Wewnętrznych - "W służbie narodu" - zamieściła artykuł o dwóch bohaterskich milicjantach, którzy oddali w Gdańsku życie "w obronie wolności i życia innych".

Jak według tej oficjalnej wersji zginął 45-letni starszy sierżant Marian Zamroczyński? "Pododdział został zdziesiątkowany już podczas prób przebicia się do płonącego budynku, w którym znajdowali się ludzie. Wyrwany z bruku ciężki kamień ugodził milicjanta w momencie, gdy spieszył na ratunek cudzego życia. Padł na bruk zalany krwią. Jakby nie dość tego, zwalili się nań rozwydrzeni młodzi ludzie, masakrując jego ciało, rabując pas z kaburą i tkwiącym w niej pistoletem".

Drugim milicjantem, który miał stracić życie 15 grudnia, był 26-letni plutonowy gdańskiej "drogówki" Jerzy Kozaczuk. Jego śmierć resortowa gazeta opisała tak: "Jak potem stwierdzili lekarze, stan wyczerpania, zatrucie środkami chemicznymi i wewnętrzne wylewy krwi od uderzeń kamieniami okazały się silniejsze, niż mógł to znieść organizm młodego człowieka. Plutonowy Kozaczuk zdołał jedynie dowlec się do własnego mieszkania i tam upadł, nie odzyskując więcej przytomności".

Porównanie tego artykułu z faktami mówi dużo o realiach Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Zgadza się tylko liczba martwych milicjantów. Reszta to kłamstwa i półprawdy.

W wielkim tłumie

Nikt nie wie, jak dokładnie wyglądały ostatnie chwile Zamroczyńskiego.

A może wie, ale milczy, choć upłynęły 42 lata i w Polsce zmieniło się wszystko.

Niewykluczone, że wciąż żyje ten ktoś, kto zabił Zamroczyńskiego. Przyznać się za komuny? Szaleństwo. Szukali przecież wściekle, gdyby dorwali - powiesiliby na szubienicy.

Przyznać się teraz? Żadna chwała. Zomowiec - mimo wszystko też człowiek. Przed księdzem nawet trudno z takiego grzechu się wyspowiadać.

Choć ten akurat milicjant musiał być... No, bo jak to? Zastrzelić z pistoletu nieuzbrojonego chłopaka na ulicy? Józek Widerlik się nazywał. Tylko 26 lat miał i był stolarzem. Poszedł z innymi chłopakami ze Stoczni Gdańskiej imieniem Lenina, by zaprotestować przeciwko bezprawiu, przeciwko wykorzystywaniu robotników w Polsce Ludowej. Pieniądze za robotę marne, dyrekcja normy produkcyjne chce windować - a tu masz: komuchy z Warszawy planują jeszcze, żeby żywność w sklepach podrożała.

Tak więc, 15 grudnia rano poszedł Józek Widerlik z chłopakami na miasto po sprawiedliwość. Wiedzieli, że te milicyjne i esbeckie psy wsadziły za kraty wielu kolegów, którzy protestowali wcześniej. Trzeba było ich uwolnić. Pod Komendą Miejską Milicji Obywatelskiej w Gdańsku stanął wielki tłum. Ponad dziesięć tysięcy ludzi. Teraz w tym samym budynku jest Komenda Miejska Policji w Gdańsku. Po drugiej stronie ulicy - gdański magistrat.

Był wtorek, po ósmej rano. Ta grupa zomowców niespodziewanie znalazła się pośród tłumu protestujących. Chcieli dostać się do komendy. Wyszli prosto na chłopaków ze stoczni. I wtedy padł strzał, jeden z tych zomowców strzelił do Józka Widerlika. Trafił w szyję, położył trupem. Sam niewiele dłużej pożył. W miasto poszła wieść, że gdańszczanie rozszarpali milicjanta "na strzępy".

Skarpetki i sprawiedliwość

- Widział pan, jak ludzie dorwali tego zomowca? - pytam Kazimierza Sierockiego, który w grudniu 1970 r. miał zaledwie 19 lat i na sto dni znalazł się w areszcie. Próbowano mu udowodnić, że to on przyłożył rękę do śmierci milicjanta.

- Absolutnie nie - zarzeka się Sierocki. - Ja tylko wyrwałem pałę z jego ręki, a potem w trakcie szamotaniny zdjąłem mu pas i uciekłem. Już było ciemno, gdy milicjanci zatrzymali mnie do kontroli przy pomniku Sobieskiego. Miałem przy sobie ten pas i pałę. Po co? Głupi byłem, młody. Chyba kolegom się chciałem pochwalić i prawie przerobiłem się na szaro.

Sierocki wychował się na Oruni, gdy dzielnica miała naprawdę złą sławę. Złodzieje, cwaniacy, rozbójnicy. Pasował milicjantom do "rysopisu" - tym bardziej że miał przy sobie nie tylko gumową pałę i mundurowy pas. W kieszeni u Sierockiego znaleziono jedną parę nowych skarpetek elastycznych. Milicja błyskawicznie doszła do wniosku, że uczestniczył w rabowaniu sklepów.

- Wzięli mnie do komendy wojewódzkiej, ustawili z innymi w długim korytarzu, twarzą do ściany - opowiada Sierocki. - Ręce musieliśmy trzymać w górze. Obok każdego leżały przedmioty, które przy nim znaleziono. Obok mnie była ta pała, pas i skarpetki. Każdy dostawał pałą. Najwięcej oberwał facet, który stał obok mnie. Nie od razu zrozumiałem, dlaczego go tak lali. Milicjanci pomylili się i myśleli, że ta pała i pas były przy nim. Milczałem i modliłem się, żeby nie wzięli mnie w obroty. Miałem powiedzieć: mnie bijcie, nie jego? Jest przecież zasada, że kto niepytany, ten nie zabiera głosu.

Puścili go z braku dowodów dopiero w marcu 1971. Próbowali wymusić, by przyznał się do zabicia Zamroczyńskiego - straszyli pistoletami, pokazali w gdańskim więzieniu miejsce do wykonywania kary śmierci. Jedynym punktem zaczepienia śledczych był pas z wypisanym długopisem nazwiskiem Zamroczyńskiego.

- Gdzie pan wyrwał ten pas i pałę milicjantowi?

- W pobliżu dworca kolejowego Gdańsk Główny - odpowiada Sierocki.

- O której?

- Już zmierzchało, było na pewno po czternastej.

Nic nie pasuje - Zamroczyński zginął rano, przed komendą policji. To spory kawałek drogi od dworca, ponad pół kilometra.

Czy możliwe jest, że milicjanci za wszelką cenę chcieli znaleźć sprawcę śmierci Zamroczyńskiego, a gdy to się nie udało - próbowali wrobić Sierockiego, podsuwając pas z nazwiskiem zabitego kolegi?

- Myślę, że to całkiem prawdopodobne - mówi Piotr Brzeziński, historyk gdańskiego IPN, który bada Grudzień.

Bierny, mierny, wierny

IPN przechowuje teczkę personalną Zamroczyńskiego z archiwum MO.

Byłby bez szans na zatrudnienie - gdyby wówczas stosowano dzisiejsze kryteria przyjmowania do pracy w policji. Zaledwie siedem klas podstawówki i stwierdzone przez przełożonych kłopoty ze sprawnością intelektualną. Notatka z kursu w szkole podoficerskiej, rok 1953: "wyrobienie polityczne posiada niezbyt dobre, o czym świadczy jego zły stosunek do nauki oraz niedocenianie czytelnictwa prasy i książek. W życiu polityczno-społecznym nie bierze aktywnego udziału ze względu na to, że jest słabym uczniem. Uchwały i polecenia partyjne wykonuje, lecz pod nadzorem władz partyjnych. Materiał wykładany na szkole ma opanowany dostatecznie, za wyjątkiem przedmiotu politycznego, który ma opanowany słabiej jak dostatecznie".

Czyżby Zamroczyńskiego cechowała niechęć do partyjnego życia?

Nie. Liczne wpisy przełożonych świadczą, że chodziło po prostu o braki intelektualne. Gdy na kursie brano go do odpowiedzi - "nie wiedział w ogóle, o czym była mowa". Świadectwo z jednego ze szkoleń - to od góry do dołu same oceny dostateczne.

- Był typowym tworem tamtych czasów - uważa Piotr Brzeziński. - Gdy czytałem jego akta personalne, automatycznie przypomniało mi się powiedzenie ukute w PRL dla takich jak on: "bierny, mierny, ale wierny".

Pochodził z wielodzietnej rodziny chłopskiej, która miała niewielkie gospodarstwo rolne koło Mogilna w Wielkopolsce. Do PPR zapisał się w 1946 r., podczas służby wojskowej - odbył ją w Nowym Porcie. I został na Wybrzeżu. Pracował jako milicjant w Tczewie i okolicach. Był m.in. posterunkowym w Opaleniu, niedaleko Gniewu. Uczestniczył w przymuszaniu rolników do tzw. dostaw obowiązkowych zboża - sprzedaży państwu znacznej części plonów po urzędowo zaniżonych cenach. W roku 1953 "zebrał materiały na szerzącego wrogą propagandę wobec Polski Ludowej Krasulaka Jana z Rakowca gm. Opalenie, który to został aresztowany przez Prokuratora Powiatowego w Tczewie".

Poza tym - milicyjna norma: ściganie złodziejaszków, obiboków, wlepianie mandatów. Przełożeni oceniali, że w pracy jest sumienny, o mienie państwowe dba, lubiany jest przez kolegów. Kawaler, bez nałogów.

Jak zginął sierżant

W 1961 r. Zamroczyńskiemu najwyraźniej znudziła się służba na wsi, poprosił o przeniesienie do oddziałów ZOMO. I to była najgorsza decyzja w jego życiu. W lutym 1968 r. oddelegowany został na Śląsk. Podczas służby patrolowej w Siemianowicach Śląskich zauważył trzech podejrzanie wyglądających mężczyzn, więc postanowił ich wylegitymować. Dwaj nie mieli przy sobie żadnych dowodów tożsamości. Powiedzieli, że trzymają je w hotelu robotniczym, tuż obok, więc gdyby pan milicjant z nimi poszedł, to mu pokażą.

Zamroczyński zgodził się - więc mu pokazali. Został dotkliwie pobity, zabrali mu pistolet, pałkę oraz raportówkę i 1560 zł z mandatów karnych. Znęcali się nad Zamroczyńskim dwie godziny - waląc go pałką. Z ciężkimi obrażeniami znalazł się w szpitalu MSW w Katowicach. Przez prawie miesiąc niezdolny był do pracy.

Ktoś z taką osobowością i po takich przejściach naprawdę nie powinien być kierowany do tłumienia zamieszek

Puścili go z braku dowodów dopiero w marcu 1971. Próbowali wymusić, by przyznał się do zabicia Zamroczyńskiego - straszyli pistoletami, pokazali w gdańskim więzieniu miejsce do wykonywania kary śmierci. Jedynym punktem zaczepienia śledczych był pas z wypisanym długopisem nazwiskiem Zamroczyńskiego.

- Gdzie pan wyrwał ten pas i pałę milicjantowi?

- W pobliżu dworca kolejowego Gdańsk Główny - odpowiada Sierocki.

- O której?

- Już zmierzchało, było na pewno po czternastej.

Nic nie pasuje - Zamroczyński zginął rano, przed komendą policji. To spory kawałek drogi od dworca, ponad pół kilometra.

Czy możliwe jest, że milicjanci za wszelką cenę chcieli znaleźć sprawcę śmierci Zamroczyńskiego, a gdy to się nie udało - próbowali wrobić Sierockiego, podsuwając pas z nazwiskiem zabitego kolegi?

- Myślę, że to całkiem prawdopodobne - mówi Piotr Brzeziński, historyk gdańskiego IPN, który bada Grudzień.

Bierny, mierny, wierny

IPN przechowuje teczkę personalną Zamroczyńskiego z archiwum MO.

Byłby bez szans na zatrudnienie - gdyby wówczas stosowano dzisiejsze kryteria przyjmowania do pracy w policji. Zaledwie siedem klas podstawówki i stwierdzone przez przełożonych kłopoty ze sprawnością intelektualną. Notatka z kursu w szkole podoficerskiej, rok 1953: "wyrobienie polityczne posiada niezbyt dobre, o czym świadczy jego zły stosunek do nauki oraz niedocenianie czytelnictwa prasy i książek. W życiu polityczno-społecznym nie bierze aktywnego udziału ze względu na to, że jest słabym uczniem. Uchwały i polecenia partyjne wykonuje, lecz pod nadzorem władz partyjnych. Materiał wykładany na szkole ma opanowany dostatecznie, za wyjątkiem przedmiotu politycznego, który ma opanowany słabiej jak dostatecznie".

Czyżby Zamroczyńskiego cechowała niechęć do partyjnego życia?

Nie. Liczne wpisy przełożonych świadczą, że chodziło po prostu o braki intelektualne. Gdy na kursie brano go do odpowiedzi - "nie wiedział w ogóle, o czym była mowa". Świadectwo z jednego ze szkoleń - to od góry do dołu same oceny dostateczne.

- Był typowym tworem tamtych czasów - uważa Piotr Brzeziński. - Gdy czytałem jego akta personalne, automatycznie przypomniało mi się powiedzenie ukute w PRL dla takich jak on: "bierny, mierny, ale wierny".

Pochodził z wielodzietnej rodziny chłopskiej, która miała niewielkie gospodarstwo rolne koło Mogilna w Wielkopolsce. Do PPR zapisał się w 1946 r., podczas służby wojskowej - odbył ją w Nowym Porcie. I został na Wybrzeżu. Pracował jako milicjant w Tczewie i okolicach. Był m.in. posterunkowym w Opaleniu, niedaleko Gniewu. Uczestniczył w przymuszaniu rolników do tzw. dostaw obowiązkowych zboża - sprzedaży państwu znacznej części plonów po urzędowo zaniżonych cenach. W roku 1953 "zebrał materiały na szerzącego wrogą propagandę wobec Polski Ludowej Krasulaka Jana z Rakowca gm. Opalenie, który to został aresztowany przez Prokuratora Powiatowego w Tczewie".

Poza tym - milicyjna norma: ściganie złodziejaszków, obiboków, wlepianie mandatów. Przełożeni oceniali, że w pracy jest sumienny, o mienie państwowe dba, lubiany jest przez kolegów. Kawaler, bez nałogów.

Jak zginął sierżant

W 1961 r. Zamroczyńskiemu najwyraźniej znudziła się służba na wsi, poprosił o przeniesienie do oddziałów ZOMO. I to była najgorsza decyzja w jego życiu. W lutym 1968 r. oddelegowany został na Śląsk. Podczas służby patrolowej w Siemianowicach Śląskich zauważył trzech podejrzanie wyglądających mężczyzn, więc postanowił ich wylegitymować. Dwaj nie mieli przy sobie żadnych dowodów tożsamości. Powiedzieli, że trzymają je w hotelu robotniczym, tuż obok, więc gdyby pan milicjant z nimi poszedł, to mu pokażą.

Zamroczyński zgodził się - więc mu pokazali. Został dotkliwie pobity, zabrali mu pistolet, pałkę oraz raportówkę i 1560 zł z mandatów karnych. Znęcali się nad Zamroczyńskim dwie godziny - waląc go pałką. Z ciężkimi obrażeniami znalazł się w szpitalu MSW w Katowicach. Przez prawie miesiąc niezdolny był do pracy.

Ktoś z taką osobowością i po takich przejściach naprawdę nie powinien być kierowany do tłumienia zamieszek

Wyobraźmy sobie teraz Zamroczyńskiego rano 15 grudnia 1970 r. Stary kawaler, dla którego praca w milicji jest wszystkim. Na ręku ma zegarek Delbana, w kieszeni 100 zł. Najważniejsze jednak to pistolet - jego utrata oznacza poważne kłopoty służbowe. Zamroczyński zgrzany, spocony, próbuje z kolegami przebić się do budynku komendy miejskiej w Gdańsku. W powietrzu latają kamienie. Tłum jest wrogo nastawiony. Ktoś próbuje podpalić parter komendy milicji. Słychać brzęk wybijanych szyb.

Zamroczyński przepycha się - prosto na grupę stoczniowców. Chcą mu odebrać broń? To możliwe. Nawet jeśli nie - Zamroczyński zapewne wpada w panikę, że mu odbiorą pistolet. Wyciąga broń przed siebie. Naciska spust. Trafia Widerlika w szyję.

Tłum rzuca się na Zamroczyńskiego, przewraca go, odbiera pistolet. To koniec. Ostatnią milicyjną notatkę na jego temat sporządził szef kadr KWMO w Gdańsku w 1980 r.: "został uderzony łomem w głowę, w wyniku czego nastąpiło pęknięcie czaszki i stłuczenie pnia mózgu. Przewieziony do szpitala Akademii Medycznej w stanie agonalnym, nie odzyskał przytomności i w dniu 27 grudnia 1970 r. zmarł. Uderzenie było tak silne, że kask milicyjny st. sierż. M. Zamroczyńskiego pękł na dwie części".

Tuż obok pomnika Poległych Stoczniowców na placu Solidarności jest odlana z brązu tablica, na której umieszczono trzydzieści nazwisk ofiar Grudnia. Ułożono je alfabetycznie. Widerlika, który był pierwszym zabitym podczas zamieszek, dzielą zaledwie cztery miejsca na liście od Zamroczyńskiego - który de facto był ofiarą drugą. Tak chcieli pomysłodawcy pomnika: by łączył, a nie dzielił.

Krew w wannie

Dlaczego na tablicy z listą ofiar nie znalazł się gdański milicjant, plutonowy Jerzy Kozaczuk? To bardzo interesująca zagadka - jeśli wziąć pod uwagę, że komunistyczne Ministerstwo Spraw Wewnętrznych wykorzystało również jego śmierć, by uzasadnić wniosek o zgodę Gomułki na użycie broni wobec manifestantów.

Dodajmy - wykorzystało post factum. I potem postarało się, by sprawę wyciszyć.

Do dziś w Gdańsku żyją dwie siostry Kozaczuka. Do tragedii doszło w mieszkaniu niedaleko browaru we Wrzeszczu. Zwłoki znalazła młodsza siostra - Krystyna, wówczas 15-latka i jedyna osoba, która była w mieszkaniu.

- Od początku dziwiły mnie te bzdury, które powypisywali w milicyjnej gazecie - mówi Krystyna. - Nic się nie zgadzało, nawet data. Mój brat zginął 17 grudnia, nie dwa dni wcześniej. Podwieźli go późnym wieczorem nieoznakowanym radiowozem pod dom. Miał wrócić do pracy o szóstej rano. Poszedł jeszcze na godzinę do szkolnego kolegi, Mundka Bałtowicza, który mieszkał przy tej samej ulicy. Mundek namawiał go na wódkę, ale Jurek odmówił, chciał wykąpać się, chwilę odpocząć.

Nie wiadomo, co działo się dalej. Po godz. 7 rano 15-letnia Krysia obudziła się i poszła do łazienki. Światło było zapalone. Jurek siedział w wannie pochylony do przodu, twarz miał zanurzoną w wodzie. Lewa ręka wystawała poza wannę. Na potylicy miał dziurę, jakby po uderzeniu młotkiem. Woda w wannie była zabarwiona na czerwono.

- Drzwi do łazienki tylko przymknięte, drzwi wejściowe do mieszkania nie zamknięte na zamek - wylicza Krystyna. - A do tego ładnie poukładane na łóżku części munduru, buty elegancko ustawione pod piecem. Mój brat był potwornym bałaganiarzem, nigdy tak nie zostawiał swoich rzeczy.

Przyjechali śledczy. Najbardziej interesowało ich, gdzie jest pistolet plutonowego. - I proszę wyobrazić sobie, że przetrząsnęli całe mieszkanie - dodaje Krystyna. - Pistolet był schowany na wysokiej szafce w łazience, pod samym sufitem. I nie widzę w tym żadnego sensu. Gdyby Jurek czuł się zagrożony, trzymałby broń pod ręką, na toaletce obok wanny.

Był synem wieloletniego pracownika Stoczni Gdańskiej. Nie podobało mu się to, co milicja robi wobec protestujących: "To nie jest w porządku" - powiedział siostrze.

Wtedy, na przełomie roku 1970 i 1971, było jakieś śledztwo, ale je umorzono. Oficjalna wersja: że w czasie kąpieli zatruł się tlenkiem węgla z zepsutego junkersa.

- Ale chyba i mnie z Jurkiem szlag by trafił, skoro spałam w mieszkaniu - dziwi się siostra. - W roku 1990 ponowne śledztwo wszczęła Prokuratura Marynarki Wojennej w Gdyni. Powiedziałam o tej dziurze w głowie, którą miał. Prokurator odparł: "zbadamy, damy znać". Od tamtego czasu jest cisza. Kończy się rok 2012, a jestem pewna, że z moim bratem stało się coś strasznego, co być może nigdy nie będzie wyjaśnione.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ORMO




Dołączył: 05 Sty 2012
Posty: 297
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: GA

PostWysłany: Nie 2:19, 16 Gru 2012    Temat postu:

podaj źródło Sanchez

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
wombat




Dołączył: 09 Kwi 2012
Posty: 12
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: okolice Chojnic

PostWysłany: Nie 11:10, 16 Gru 2012    Temat postu:

Piątkowa Gazeta Wyborcza

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum GRH "Sojusz" Strona Główna -> Źródła wiedzy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
subMildev free theme by spleen & Programosy
Regulamin